Mały Książę

najważniejsze jest niewidoczne dla oczu...

543 książek - 263 języków

Gazeta Wyborcza

Logo Gazety WyborczejCo prawda tylko w mutacji wielkopolskiej, ale zawsze. O naszym serwisie napisała "Gazeta Wyborcza".

18 listopada 2005 roku w magazynie poznaniaka "Pyrania" ukazał się całostronicowy tekst. Okazją było odbywające się w Poznaniu publiczne czytanie "Małego Księcia" w ramach cyklu "Verba Sacra". 

 

Gazeta Wyborcza - magazyn poznaniaka - P Y R A N I A - 18.11.2005

Mały Książę z internetu

- Moja kolekcja "Małego Księcia" jest skromniutka. Mam 114 książek w 58 językach. Znam takich, którzy mają po dwa, trzy tysiące w 120 językach i dialektach - mówi Krzysztof Maciejewski z Ostrowa Wielkopolskiego

JOLANTA BRÓZDA

Skan strony z artykułem"Mały Książę" Antoine'a de Saint-Exupery'ego będzie w najbliższym czasie ważną książką dla Wielkopolan. W poniedziałek o godz. 19 jej obszerne fragmenty przeczyta w Auli Uniwersyteckiej popularny aktor Piotr Skarga. To jedna z imprez w ramach II Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Słowa "Verba Sacra". Fragmenty cudownej książki Exupery'ego wybrali dla aktora m.in. nasi Czytelnicy w ogłoszonym pod koniec października konkursie "Gazety" (jego rozwiązanie publikujemy poniżej). Dzięki pomocy Przemysława Basińskiego - pomysłodawcy i reżysera Verba Sacra - dotarliśmy na ciekawą stronę internetową o "Małym Księciu" (www.małyksiaze.art.pl), którą prowadzi Wielkopolanin.

JOLANTA BRÓZDA: Jak wiele miejsca "Mały Książę" zajmuje u Pana w domu?

KRZYSZTOF MACIEJEWSKI: Objętościowo wcale nie tak dużo. W kolekcji mam 114 książek i ich dublety - to raptem dwie, trzy półki. Do tego parę drobiazgów, gadżetów.

- Domyślam się, że dużo miejsca "Mały Książę" zajmuje w Pana życiu.

- Z pewnością więcej niż miejsca fizycznego. Książka jest dla mnie ważna - i przejawia się to począwszy od spraw prywatnych, aż do zagadkowych spotkań. Zwracają się do mnie ludzie, którzy piszą prace licencjackie na temat "Małego Księcia". Znajdują moją stronę, na której temat jest, jak mi się wydaje, potraktowany dość szeroko. I zwracają się do mnie z pytaniami, na które czasem nie potrafię odpowiedzieć. Jestem przekonany, że człowiek, który studiował polonistykę czy literaturę francuską, więcej wie niż ja, a mimo wszystko trafiają do mnie, traktując mnie jak eksperta.

- A uważa się Pan za eksperta od "Małego Księcia"?

- W żadnym wypadku. To książka, którą traktuję bardzo osobiście, a co ważniejsze, za każdym razem znajduje się w niej coś innego. W księdze gości na mojej stronie internetowej ludzie czasem piszą, że to książka dla zdziecinniałych ludzi, którzy nie potrafią dorosnąć. Ja się z tym nie zgadzam. Jeśli człowiek chce znaleźć coś w tej książce, na pewno znajdzie.

- Skoro ma Pan tak dużą kolekcję książek, to Pana pasja chyba zaczęta się dość dawno.

- Pojęcie dawno-niedawno jest względne. Strona wystartowała w 1998 r. Wszystko zaczęło się z przekory. Jedna z moich przyjaciółek wiedziała bardzo dużo na temat "Małego Księcia", a ja wtedy, mając 31 lat, miałem za sobą jednorazowe przeczytanie książki. Pod wpływem rozmowy z nią stwierdziłem, że coś w "Małym Księciu" musi być. Wróciłem do niego, przeczytałem i zdziwiłem się, że to coś tak wielkiego. A potem już poszło. Z racji tego, że jestem informatykiem i internet jest częścią mego życia, znalazłem w sieci ludzi, którzy na całym świecie pasjonują się zbieraniem książek. Pisałem do Marka Potoćnjaka - kolekcjonera z Chorwacji, czy jest zainteresowany wymianą książki chorwackiej na polską. To była pierwsza książka zagraniczna, która do mnie trafiła. Potem zacząłem zwracać uwagę na rzeczy, które wcześniej mi umykały, np. to, że w księgarniach na półce stoi siedem czy osiem różnych wydań książki po polsku, tłumaczonych przez kilku tłumaczy. Później zaczęły się kolejne poszukiwania rzeczy, które dotyczą "Małego Księcia": kartek pocztowych, kart telefonicznych, książek inspirowanych "Małym Księciem". Przekonałem się, że jest mnóstwo teatrów w Polsce wystawiających adaptacje "Małego Księcia", są nagrody jego imienia, nosi je też np. hospicjum w Lublinie. Tego wszystkiego nie spodziewałem się znaleźć, kiedy trafiła do mnie pierwsza książka.

- I kolekcja się rozrosła do dużych rozmiarów.

- Wcale nie tak dużych. Mam 114 książek w 58 językach. To wcale nie jest wielka kolekcja. Ludzie, z którymi rozmawiam na świecie, mają tych książek dwa, trzy tysiące w 120 językach, dialektach. W skali Europy to skromniutki zbiór.

- Pana kolekcja pochodzi z wymiany?

- Nie tylko. Wiele książek kupiłem, gdy jeździłem po okolicznych krajach. Te bardziej egzotyczne kupuję, wymieniam - najczęściej "sztuka za sztukę". Zdarzają się też książki, które znajomi przywożą z podróży w prezencie.

- Ma Pan odkrycie, z którego jest Pan dumny? Przeglądałam stronę, zauważyłam różne ciekawostki.

- Większość z nich pochodzi z zagranicznych stron internetowych, na przykład ta o różnej liczbie zachodów słońca na planecie Małego Księcia w różnych wydaniach książki albo niepublikowane ilustracje. Ja natomiast, idąc tropem Potoćnjaka, zacząłem przeglądać tłumaczenia, i to ja zauważyłem, że polscy tłumacze różnie tłumaczą podaną tam cenę domu. W ówczesnej walucie francuskiej to sto tysięcy franków, a Polacy, w zależności od inflacji, tłumaczyli to bardzo różnie: sto tysięcy złotych, milion. Znam kilkanaście tłumaczeń. Dla mnie to kilkanaście różnych książek. Najbardziej jestem przywiązany do tłumaczenia Jana Szwykowskiego. Jest w sieci strona, na której pojawiło się częściowe kaszubskie tłumaczenie. W innych krajach tłumaczenie na dialekty jest bardzo popularne, na przykład we Francji są przekłady na prowansalski, bretoński, gaskoński.

- Czy ma Pan przed sobą dużo pracy nad "Małym księciem", czy temat się wyczerpuje?

- Jeśli chodzi o samą książkę, wiele informacji nie przybędzie. Ale odezwała się we mnie żyłka hobbysty-kolekcjonera. Są rzeczy, których szukam, na przykład książka po polsku z lat 60. tłumaczona przez Wierę i Zbigniewa Bieńkowskich. Dowiedziałem się o niej od Polaka mieszkającego w Australii, który trafił na moją stronę. Emigrując z Polski zabrał ze sobą m.in. "Małego Księcia" - to było właśnie to wydanie. Poszukuję też niektórych znaczków pocztowych, które ukazały się na całym świecie z okazji rocznic urodzin i śmierci autora.

- Jak na informatyka ma Pan nietypową pasję. Jak otoczenie na nią reaguje? Przezywają Pana Małym Księciem?

- Nie, chyba bym się niezręcznie czuł. Kiedyś byłem na lekcji w gimnazjum w podostrowskiej miejscowości. Wtedy w lokalnym tygodniku ukazał się artykuł "Ostrowski Mały Książę". Trochę głupio się czułem.

- Jak podczas lat pracy nad stroną zmieniało się Pana podejście do "Małego Księcia"?

- Najpierw był tylko lekturą szkolną. Potem trafiły w moje ręce biografie Saint-Exupery'ego - trzy różne, pisane przez ludzi, którzy mieli do niego bardzo różny stosunek. W każdej jednak okazywało się, że to niesamowity człowiek. Wydaje mi się, że w sposobie postrzegania świata jestem do niego podobny i dlatego jego książka tak do mnie przemawia.

- Jakie myśli z "Małego Księcia" chodzą Panu teraz po głowie?

- Nie będę oryginalny. Wszędzie towarzyszy mi myśl, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

R E K L A M A
R E K L A M A
slot gacor WordPress CMS Checker